Po złości czy z bezradności?
Najczęstsze zdanie jakie słyszę od opiekunów to:
„Chcemy, żeby nasz pies nie wyrywał się do innych psów/ nie szczekał na dzwonek/ nie pchał się do miski/ nie zjadał śmieci z trawnika/ nie rzucał się po smyczce/ nie skakał z radości/ nie ciągnął… „
Lista „nie” jest długa, a pies – choć inteligentny – nie jest przecież ascetą
z buddyjskiego klasztoru. I tu często dzieje się coś niesamowitego: podczas co poniektórych spotkań opiekunowie nie mogą uwierzyć, jak szybko problem zaczyna się rozpuszczać, gdy tylko zaczniemy działać z niższymi progami, stopniowo (czyli w prostszych, mniej stresujących warunkach) i zaczniemy rozmawiać z psem po psiemu.

Czytając to, pewnie zastanawiasz się, co ta wariatka znów ględzi 🤨 Ale serio – wyobraź sobie, że jedziesz do Indii, znasz tylko polski i oczekuje się od Ciebie, że bezbłędnie zrozumiesz: co mówią do ciebie tamtejsi ludzie, jak interpretować ich sygnały , co wypada robić a kiedy lepiej odpuścić i oddalić się na bezpieczną odległość. Nie znasz kodu kulturowego. Nie rozumiesz, co znaczy kiwnięcie głową, spojrzenie czy ich ton głosu.
Jesteś zagubiony. Czujesz presję. I pewnie w końcu – puff- wybuchasz.
Z psiakami jest podobnie. One też próbują nam coś powiedzieć – tylko po swojemu.
Gdy zaczynamy ich naprawdę słuchać, nie przez pryzmat „komendy”, ale języka ciała, emocji i kontekstu – wszystko zaczyna się układać.
Oczywiście, nie dajmy się zwariować i nie traktujmy psiaków jak ułomnych stworzonek, kruchych niczym pączek róży – bo niektóre szybko wywęszą okazję do kombinowania.
Ale zanim zaczniesz się denerwować, że kolejny raz czegoś nie zrozumiał albo nabroił
– zastanów się, gdzie leży źródło.